piątek, 25 kwietnia 2014

Niedziela dla włosów

Co prawda nie ta i nie poprzednia, tylko jeszcze poprzednia... Ale liczy się, że była i przyniosła SPEKTAKULARNE efekty.

Oto główni bohaterowie tego pamiętnego dnia:


Najpierw umyłam dobrze włosy, bo niestety przetłuszczają się one w zastraszającym tempie. Nie ma sensu niczego nakładać, jeśli i tak nie dotrze to do skóry głowy przez sebum - ba, nawet nie powinno się nakładać np. olejów na taki przetłuszczony skalp jak mój, bo mogą od tego wypaść włosy - po prostu za dużo "dobrego" (niestety wiem o tym z własnego doświadczenia). Umyłam je też po to, by usunąć wszystkie nadbudowane silikony itd. Użyłam do tego celu osławionego płynu Facelle wymieszanego z różnymi SLSami, co prawda drogeryjnymi, więc też mogły zawierać różne "oblepiacze", ale zaufałam "destrukcyjnej" mocy zawartego na pierwszym miejscu w ich składzie SLS. Tym bardziej że głównym składnikiem tej mieszanki oprócz Facelle był szampon Garnier Ultra Doux Lipa, rzekomo bez silikonów.

Na wilgotne włosy od ucha po końcówki nałożyłam organiczną oliwę z oliwek, kupioną za ok. 20 zł w Lidlu. Została wyprodukowana w Grecji wyłącznie za pomocą środków mechanicznych, jest nierafinowana, ma unijny certyfikat organiczności. Mam nadzieję, że to wszystko prawda - za tak niską cenę... 
Od ucha wzwyż nałożyłam mieszankę olejów: z pestek winogron (w największej części), rycynowego i słonecznikowego. Skalp naolejowałam zdobytym w Rossmanie olejkiem łopianowym ze skrzypem Green Pharmacy:



Ostatnio włosy trochę mi się przerzedziły, co stanowi prawdziwą tragedię, biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie było ich za dużo. Teraz więc testuję ten olejek, 2 razy w tygodniu przed myciem włosów. Zobaczymy, jakie będą efekty.

Oleje potrzymałam na włosach przez ok. 3 godziny, a następnie zmyłam maską Alterra Granat i Aloes. Jeszcze nie widziałam w blogosferze, by ktokolwiek używał tej maski do zmywania olejów, ale ja tak zrobiłam i efekt był po prostu super. Oleje dobrze się domyły, a włosy nie były tak doszczętnie wyczyszczone jak po zmywaniu szamponem, choćby najłagodniejszym i bez SLS.

Następnie spłukałam włosy naparem z rumianku i siemienia lnianego, chociaż tego siemienia było tak mało, że nie wiem, czy jego obecność cokolwiek zdziałała.



Potem - nie tylko na końcówki - nałożyłam ociupinę (bo tylko tyle potrzeba, super wydajność!) odżywki bez spłukiwania Joanna Argan Oil, przeznaczony dla suchych końcówek włosów. Dopadłam go za ok. 7 zł w niesieciowej drogerii Agnes.
Baj de łej polecam tą drogerię - być może nie jest to Rossman, ani pod względem zaopatrzenia ani pod względem cenowym, ale za to ma wiele produktów, które normalnie ciężko dostać stacjonarnie, głównie kosmetyki właśnie naturalne. Można tam dostać Seboradiny, Green Pharmacy, a nawet jakieś rosyjskie kosmetyki! Niestety nie ma wielu klientów, bo nie jest najkorzystniej usytuowana i cały ruch zabierają Natury, Rossmany i SuperPharmy z pobliskiego Wola Parku i Tesco. Ulica Bolkowska 2B, Warszawa-Bemowo, przystanek Konarskiego lub Bemowo Ratusz - tylko mi wszystkiego nie wykupcie! :P


Nie jestem ekspertem od analizy składu, ale chyba nie jest on najlepszy... A olejek arganowy jest gdzieś hen, hen daleko...


...co nie zmienia faktu, że odżywka działa fenomenalnie i także samo pachnie. Kiedykolwiek jej użyję, przez cały dzień nie mogę przestać wąchać włosów :D Pachnie jakoś tak... kokosowo-korzenno-orzechowo-jakoś... Nie jestem dobra w opisywaniu zapachu. Po prostu trzeba samemu poniuchać. ;)

Suszarce dałam wolne i pozwoliłam włosom wyschnąć samoistnie.
Efekty: lśniące, mocne, zdrowo wyglądające włosy o idealnie wygładzonej strukturze, nawet rozdwojone końcówki gdzieś się schowały :) Efekt uboczny to przyklap, ale nie jestem najlepszym jego wskaźnikiem, bo moje cieniutkie, wysokoporowate włosy są całkowicie oklapnięte nawet po 2 godzinach od umycia ich samym tylko szamponem. 
Więc generalnie polecam moją niedzielę dla włosów dla każdego, bo nawet jeśli zafundujecie sobie prawdziwy przyklap, można sobie zrobić jakieś ładne wysokie upięcie i wtedy nic nie widać ;)

piątek, 11 kwietnia 2014

Wiosna w mieście

Teraz co prawda pierwsze kwiaty wiosny zaczynają ustępować soczystej zieleni, ale jeszcze kilka dni temu wokół mojego bloku udało mi się złapać drzewa mirabelek i forsycje w pełnym rozkwicie:



Tuż naprzeciwko klatki ktoś nasadził kiedyś kilka krzewów forsycji w linii, obok siebie. Nikt ich nie przycina, więc są wysokie na ponad 2 metry!




Kilka kroków dalej rośnie samotne, acz sędziwe drzewo mirabelek. Całe obsypane śnieżnobiałym kwieciem wygląda po prostu bajecznie! A jak pachnie...





Uwielbiam i doceniam mój aparat - prezent urodzinowy <3 Nie, nie lustrzanka. Ale już mnie straszą, że na któreś urodziny kiedyś ją dostanę ^^

[Wszystkie te zdjęcia zostały zrobione przeze mnie i należą do mnie, wykorzystanie ich bez mojej wiedzy i zgody to naruszenie praw autorskich]

Zobacz również: