czwartek, 28 sierpnia 2014

Aktualizacja włosowa + obecna pielęgnacja

Aktualizacja włosowa, w sumie pierwsza, ale od czegoś trzeba zacząć. Chociaż nie wiem jak często będę mogła zamieszczać aktualizacje, bo ciężko mi zrobić odpowiednie zdjęcia. Teraz akurat mi się udało, więc zamieszczam efekty poniżej.



Te zdjęcia zostały zrobione 2 lipca, kilka dni po podcięciu końcówek (w kształcie bardzo delikatnej litery U) u bardzo miłej fryzjerki chyba z Ukrainy. Nie było nam się łatwo komunikować, ale pani na szczęście doskonale wiedziała, co robi i wszystko było ok :) Cieszę się też, że zapłaciłam za to 10 zł, a nie 40 lub 60, jak w prawie wszystkich innych salonach... No litości, błagam. 

Na tym zdjęciu musiałam wetrzeć w końcówki trochę olejku Alterra Pomarańcza i Brzoza, bo zupełnie nie chciały współpracować. Wyczesałam też włosy szczotką z włosia dzika (taką z dodatkiem grubszych włosów syntetycznych).


Teraz aktualizacja z 22 sierpnia, czyli prawie 2 miesiące później:

Wyglądam tu na rudą :D


A z lampą błyskową kolor jest już normalny. Przed zdjęciem również wyczesałam włosy szczotką z dzika, ale nie wcierałam żadnych olejków.
Niestety mój fotograf nie zna tajników fotografowania włosów dla włosomaniaczek i niestety stoję tu trochę bokiem, co nieco utrudnia ocenę przyrostu, ale moim zdaniem widać różnicę, chociaż włosy nie rosną mi ostatnio jak na drożdżach...

Różnicę widać szczególnie w wyglądzie włosów, czego się nie spodziewałam. Odkąd przyjechałam do Ameryki, czyli od lipca, używam zupełnie innych produktów niż w Polsce, mimo że wiele z nich jest tam dostępnych, a niektóre, np. maska Biovax Latte z proteinami mlecznymi przywiozłam ze sobą. Więc od 2 miesięcy moja pielęgnacja włosów wygląda o tak:
- olejowanie: ekologiczny olej kokosowy (jest tu tańszy!);  Sesa (zakupioną online) - także na skalp (2-3 razy w tygodniu) i przywieziony z Polski olejek Alterra Pomarańcza i Brzoza
- maska: Biovax Latte z proteinami mlecznymi (około 1-2 razy w tygodniu), sporadycznie: maska z żółtek i oleju sojowego lub kokosowego
- szampony: Johnson&Johnson żółty szampon dla dzieci (z rodzaju No More Tears), rosyjski ekologiczny szampon różany marki krzak, przynajmniej dopóki nie ogarnę cyrylicy (zakupiony online), sporadycznie drogeryjny szampon z SLS i SLES Pantene Pro-V Smooth and Sleek (nie jest zbyt mocny)
- odżywki: Herbal Essences Color Me Happy z ekstraktem z róży, Pantene Pro-V Smooth and Sleek, Finesse All Hair Types z lawendą głównie do mycia, OGX Argan Oil of Morocco - malutkie opakowanie, z jakiegoś powodu myślałam, że to odżywka b/s, ale jest d/s; zawiera alkohol izopropylowy. Odżywka bez spłukiwania, ułatwiająca rozczesywanie: Garnier Fructis Style Sleek & Shine Blow Dry Perfector Straightening Balm (ale długa nazwa!)

I porównanie:








Oj ciężko tu cokolwiek porównać, wiem. Ale ja widzę mały przyrost i na pewno dużą różnicę w wyglądzie włosów.

Będę tu jeszcze ok. 3 tygodnie, potem wracam do Polski i starej pielęgnacji. Na pewno zabiorę ze sobą parę rzeczy stąd, bo naprawdę są fajne. Na pewno napiszę też oddzielny post o moich amerykańskich zakupach włosowych i kosmetycznych, bo jest o czym :) 


niedziela, 17 sierpnia 2014

Zmiana składów odżywki Aussie?



Ulubioną odżywką mojego ukochanego jest australijska Aussie 3 Minute Miracle Moist, która działa na jego włosy tak dobrze, że używa jej tylko sporadycznie - efekty (i zapach) utrzymują się całkiem długo jak na odżywkę. Poza tym jest dosyć droga, co również jest powodem do oszczędzania na specjalne okazje. Ponieważ zawartość opakowania zbliżała się do końca, wybraliśmy się do sklepu po nowy zapas. Jak widać na zdjęciu powyżej, zmienił się wygląd (po lewej stare, po prawej nowe). Jednak po przeczytaniu składów w domu okazało się, że zmian było więcej...


Skład starej wersji wygląda cudownie:

Water, Stearyl Alcohol, Cyclopentasiloxane, Cetyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Dimethicone, Ecklonia Radiata Extract (wyciąg z alg australijskich), Aloe Barbadensis Leaf Juice (sok z liści aloesu), Simmondsia Chinesis (jojoba) seed oil, Glutamic Acid, Fragrance/Parfum, Benzyl Alcohol, EDTA, Methylchloroisothiazolinone, Methylizothiazolinone.

Czyli woda, emolienty, kondycjoner, emulgator, lekki silikon (niekoniecznie w tej kolejności) na wstępie, za nimi mnóstwo dobroci, które w największej mierze przyczyniają się do cudownego działania odżywki, a także jej wysokiej ceny, czyli dobroczynne wyciągi i oleje (zaznaczone na zielono). Potem mamy aminokwas i zapach, czyli zaznaczony na czerwono Fragrance/Parfum. Dlaczego na czerwono? A no dlatego, że składy kosmetyków rządzą się takim prawem, że składniki występują w kolejności według najwyższego stężenia/ilości. W tej wersji odżywki widać, że naturalne wyciągi oraz oczywiście substancje zaznaczone na niebiesko występują w dużej ilości. Zapach jest taką jakby czerwoną granicą, bo jeśli coś jest w składzie po zapachu, to znaczy, że są to śladowe ilości, które nijak nam nie pomogą. Zwykle po zapachu występują głównie konserwanty. Albo wątpliwej jakości olej arganowy w podejrzanie tanich kosmetykach, które chwalą się jego zawartością :P

Tak więc tu wszystko wygląda dobrze. Teraz spójrzmy na skład z nowego opakowania...



Różni się on od starego jednym ważnym szczegółem:

Water, Stearyl Alcohol, Cyclopentasiloxane, Cetyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, DimethiconeFragrance/ParfumAloe Barbadensis Leaf Extract (wyciąg z liści aloesu), Simmondsia Chinesis (jojoba) seed oil, Ecklonia Radiata Extract (wyciąg z alg australijskich), Benzyl Alcohol, EDTA, Methylchloroisothiazolinone, Methylizothiazolinone, Glutamic Acid. 

Widzicie gdzie jest zapach? Przed tym, co najważniejsze! Czerwona granica została przesunięta praktycznie na sam początek, tuż po silikonach, emulgatorach i chemicznych kondycjonerach. Poza tym kwas glutaminowy - aminokwas - został przesunięty na samiusieńki koniec. Oprócz tego jeszcze stężenie ekstraktów wydaje się inne: wcześniej pierwszym z ekstraktów był wyciąg z alg, teraz jest on ostatni. Sok z liści aloesu zmienił się w wyciąg.

Czyżby Australijczycy podstępnie zmienili recepturę, by zaoszczędzić na drogich składnikach i zarobić jeszcze więcej pieniędzy? (cena pozostaje taka sama).
I tak i nie.
Z jednej strony może tylko stężenie mieszanki zapachowej wzrosło tak bardzo, że zwyczajnie wyprzedziło wszystko inne? Nie da się zaprzeczyć, że nowa wersja jest o wiele bardziej aromatyczna. Mój luby po jej użyciu pachnie jak mała perfumeria. Nie zauważył on natomiast żadnej znaczącej różnicy w działaniu między starą a nową wersją, no ale nie oszukujmy się, to przecież facet... (Być może różni się od innych typowych facetów w tym, że używa odżywek do włosów, ale ich dobór jest raczej przypadkowy. Nie usłyszę od niego elaboratów na temat różnicy w dociążeniu, nawilżeniu, skręcie itd.) Ja zorientowałam się, że użył tej odżywki właśnie z powodu zapachu, wyczuwalnym już z odległości pół metra ;) ale nie zauważyłam radykalnej różnicy w wyglądzie włosów. Może tylko trochę lepszy skręt. Ale włosy na czubku głowy są nadal spuszone, chociaż odrobinę mniej niż przedtem.

Z drugiej strony rzeczywiście nie da się zaprzeczyć prawom rządzącym zamieszczaniem składów na opakowaniach i temu, że zapachy czy barwniki zawsze występują w bardzo niewielkich stężeniach i to, co pojawia się za nimi, ma stężenie jeszcze niższe, wręcz śladowe. Nawet jeśli w nowej wersji rzeczywiście jest więcej zapachu niż w starej, to nie może go być aż tyle, by było możliwe utrzymanie takich samych stężeń wyciągów roślinnych mimo tego, że są one PO ZAPACHU. Więc moim zdaniem skład uległ zmianie: obniżone zostały stężenia dobroczynnych składników. Nie wiadomo tylko jak bardzo.

Wcześniej kupno tej odżywki było opłacalne, a teraz - nie wiadomo. Bo jeśli rzeczywiście mam płacić dwadzieścia ileś złotych za przeciętną odżywkę z fikcyjnymi ekstraktami nawilżającymi, to mogę równie dobrze kupić coś tańszego, z takim samym początkiem (tym na niebiesko).

Konkluzja: zawsze sprawdzać skład! A najlepiej to do celów nawilżenia kupować po prostu maski, z bogatszym składem, ewentualnie dokupić sobie glicerynę czy butelkę soku z aloesu i dodawać do masek i odżywek.

Wszystko co dobre musi kiedyś się skończyć... :( Aussie, Garnier Ultra Doux Avocado i Karite (dodano wysuszający Isopropyl Alcohol), Jantar (radykalnie odmienna formuła)... Jeśli znacie jakieś inne produkty, których składy zostały cichaczem zmienione, dajcie znać! :)

sobota, 9 sierpnia 2014

Przedwyjazdowe denko cz. 1

Przed moim wyjazdem starałam się "zdenkować", czyli ludzkim językiem zużyć jak najwięcej kosmetyków - nie chciałam, żeby tuziny na wpół zużytych butelek zalegały samotnie w łazience podczas mojej prawie 3-miesięcznej nieobecności.

Zapraszam więc do lektury mojego pierwszego denkowego posta i recenzowanych przy tej okazji kosmetyków :)

Zrobiłam z tego 2 części, bo nikt nie lubi czytać przydługich postów (tylko ja...).


Jak widać większość z nich to kosmetyki włosowe: maski i odżywki; od nich też zacznę.


1. Alberto Balsam Juicy Green Apple - odżywka do włosów normalnych/przetłuszczających się. Kupiłam ją z zamiarem zużycia do mycia głowy i w tej roli spisała się świetnie! Nie pieni się za bardzo, ale mimo to skutecznie odświeża włosy lepiej niż niejeden szampon. Bardzo korzystny skład - brak parabenów czy wysuszających alkoholi (na reszcie się póki co nie znam ;) )


Gdzie kupiłam i za ile: Tesco, ok. 7 zł za 400 ml

2. Alterra maska nawilżająca z granatem i aloesem - chyba nikomu nie trzeba tego klasyka przedstawiać ;) Dla mnie jednak - odpada... Czy to przez zawartość wysuszającego alkoholu izopropylowego, czy przez to, że moje włosy po prostu pragną czego innego - nie wiem. Wiem natomiast, że ta maska zbyt wiele dla moich włosów nie robi i raczej nie kupię jej ponownie. Solo po myciu potrafiła czasem nawet pogorszyć stan/wygląd moich włosów (większa widoczność rozdwojonych końcówek i "białych kulek"), natomiast użyta do zmywania oleju zdziałała cuda (link do tej niedzieli dla włosów tutaj - klik!)
Gdzie i za ile: Rossman (tylko), ok. 10 zł lub 6 zł w promocji / 150 ml

3. Odżywka Gliss Kur Ultimate Oil Elixir - kolejne rozczarowanie! Kupiłam Gliss Kura ze względu na dużą zawartość keratyny, której moje niskoporowate włosy potrzebują... a tu klapa :( Pamiętam mojego pierwszego Gliss Kura - bodajże czarnego. Byłam wtedy zachwycona, bo standardowa ilość odżywki fenomenalnie wygładzała moje włosy i ułatwiała rozczesywanie. Tutaj natomiast takiego efektu nie ma. Tak samo zawiedziona byłam różową i białą wersją. Niebieska i czarna są póki co najlepsze.
Gdzie i za ile: drogerie, supermarkety, ok. 15 zł/400 ml

4. Joanna Argan Oil serum do zniszczonych końcówek. Świetne serum silikonowe, olej arganowy gdzieś tam sobie siedzi za górami, za lasami... ale to nieistotne! Istotne jest to, że ta odżywka bez spłukiwania działa bez zarzutów i jest megawydajna. Malutka kapka starczy, by na cały dzień zabezpieczyć końcówki. Nieco większa ilość (ale i tak mniejsza niż standardowa porcja odżywki do spłukiwania) nałożona na mokre włosy wygładza i ułatwia rozczesywanie do tego stopnia, że wystarczą dosłownie 3 pociągnięcia grzebieniem, by wszystko ładnie rozczesać :) Przy gęstych/grubych konieczne będzie oczywiście trochę więcej wysiłku, ale rozumiecie, o co mi chodzi. Używana w ten sposób była niezastąpiona po basenie, kiedy moje włosy są matowe, splątane i ogólnie pokrzywdzone przez los i wodę basenową. Joanna Argan Oil to cała seria, włącznie z szamponem, maską, jedwabiem w sprayu i odżywką do spłukiwania, ale nie spróbowałam żadnej z nich. Szampon jest na pewno z SLS/SLES, czyli jak dla mnie odpada. Co reszty nie będę się wypowiadać, ale po tym serum mam ochotę dać jej szansę. 
Ach, o mało nie zapomniałabym o zapachu. Pachnie cudownie. Tak jakoś... orzechowo, kakaowo, kokosowo... oj nie wiem jak to opisać, ale kocham takie zapachy. Ciężko mi było powstrzymać się od ciągłego wąchania włosów :D
Gdzie i za ile: drogerie, supermarkety, ok. 6-7 zł/50 g

Część druga denka w opracowaniu :)

Zobacz również: