wtorek, 28 lipca 2015

Aktualizacja: radykalne cięcie i bye bye, cieniowanie! Plus parę zdjęć z życia miejskiego rolnika doniczkowego.

Mniej więcej 2 tygodnie temu poszłam do fryzjera, aby podciąć końcówki. Pani fryzjera podcięła końcówki tak jak było trzeba (tzn. nie ścinając 5 cali zamiast 5 centymetrów, jak to fryzjerzy mają w zwyczaju) i zapytała, czy jest ok, czy może ścinamy więcej, a ja na to... WIĘCEJ! :D Tym sposobem ścięłam około 8 cm - sporo, ale tym samym wycięłam dużą partię zniszczonych włosów i wreszcie, WRESZCIE pozbyłam się cieniowania! Tym samym osiągnęłam swój pierwszy włosowy cel.

Jest to drugie (i ostatnie!) z serii radykalnych podcięć końcówek, o pierwszym (samodzielnym) pisałam tu. Widać, że wtedy włosy mimo podcięcia 5 cm były dłuższe niż teraz:

Kwiecień:





Lipiec:




Uwaga numer 1: na górze włosów jest odgniecenie od gumki. Dokładnie to od oryginalnej Invisibobble, która "nie pozostawia odgnieceń"... A tak na usprawiedliwienie to tutaj dopiero co rozpuściłam włosy z kucyka, wyczesałam Tangle Teezerem i od razu stanęłam do zdjęcia. Gdybym poczekała z godzinę, po odgnieceniach nie byłoby śladu - takie już są te moje włosy: proste. Z jednej strony fajnie, bo tafla, ale z drugiej - nie dla mnie loki i fale! :( No i moja tafla jest taflą tylko przez krótki czas - szybko się strąkuje właściwie niezależnie od stosowanej pielęgnacji. Muszę jeszcze popracować nad poprawą kondycji włosów na długości. Moja krucjata jeszcze się nie skończyła.

Uwaga numer dwa: kształt to litera U, naprawdę. Jak widać, końcówki się trochę wywijają we wszystkie strony, sprawiając wrażenie, że włosy są ścięte w trójkąt, albo - ładniej mówiąc - literę V, co nie jest do końca prawdą.

Włosy może są i mocno krótsze, ale w o ile lepszym stanie! :) Zaczęłam się w ogóle czesać szczotką Tangle Teezer. Nie kupowałam jej przez długi czas, bo nie odczuwałam takiej potrzeby, ale kiedy pojawiła się w Rossmanie, wylądowała w moim koszyku. I powiem tak: jest super, ale trzeba uważać, żeby się nie zachłysnąć i nie zniszczyć sobie włosów. Ostre traktowanie bardzo poplątanych włosów, nawet szczotką Tangle Teezer, powoduje ich łamanie (przekonałam się na sobie :c).


A na koniec pokażę Wam co na moim tarasie :) Jak widać nie trzeba mieć ogrodu, by w środku miasta hodować to i owo :)

Zaczęło się od tego, że chciałam po prostu podlać chwasta, który zasiał się w tej doniczce, a skończyło na tym, że równie dobrze można wsadzić dymki i coś z tego mieć. Dymka nie potrzebuje wiele do szczęścia, nawet w kubeczku z wodą wyrośnie z niej szczypiorek.

Poziomki! W przeciwieństwie do truskawek, pomidorów i innych rzeczy, które próbowałyśmy hodować na tarasie, one nigdy nas nie zawodzą, a smakują obłędnie :) Dużo tego nie ma, ale smak można złapać. ;)


Po miesiącach brutalnego wykorzystywania dymek dla ich szczypiorku, nadszedł czas i na nie. Trochę urosły od czasu wsadzenia ich w ziemię, ale niewiele. Ładniej nazywa się to "zielona cebulka" i ma łagodniejszy smak od zwykłej cebuli.


A co u Was? Jak idą Wasze plany włosowe? :)

niedziela, 26 lipca 2015

Balsam po goleniu jako baza pod makijaż? Nivea Men Sensitive After Shave

Taki oto nagłówek zobaczyłam na niemieckim blogu Innen Aussen. Autorka tamtego wpisu znalazła to z kolei na kanale youtuberki Nikkie Tutorials (ten filmik jest z kolei po angielsku). Tak więc jeśli znacie dobrze te języki i chcecie u źródła dowiedzieć się o co chodzi, kliknijcie na powyższe linki do blogów. Jeśli macie natomiast ochotę poczytać o tym u mnie, to zapraszam :)


Od razu zastrzegam, że nie stosowałam tej metody i chyba się nie skuszę, bo to dobry patent raczej dla suchej skóry twarzy (moja jest tłusta).

Okazuje się, że balsam po goleniu dla mężczyzn może być niezłą bazą pod makijaż na lato dla dziewczyn borykających się z suchymi skórkami, suchymi "plackami" itd. dlatego, że jest delikatny, nie zawiera silikonów ani alkoholu i bardzo nawilża. Spójrzcie na skład:

Ingredients: Aqua, Glycerin, Isopropyl Palmitate, Chamomilla Recutita Flower Extract, Tocopheryl Acetate, Hamamelis Virginiana Bark/Leaf Extract, Maltodextrin, Tapioca Starch, Triceteareth-4 Phosphate, Sodium Carbomer, Caprylic/Capric Triglyceride, Phenoxyethanol, Piroctone Olamine, Parfum.

 Na drugim miejscu w składzie mamy humektant - glicerynę. Nawilża ona skórę, dzięki czemu podkład dłużej trzyma się na suchej skórze i nie pojawiają się suche skórki. Karin z Innen Aussen twierdzi, że na jej suchej skórze podkład pod koniec dnia wygląda tak samo dobrze, jak tuż po nałożeniu. Mówi też, że w przeciwieństwie do silikonowych baz, Nivea Men Sensitive nie wygładza drastycznie powierzchni skóry, ale delikatnie matuje. Brak silikonów może być wielką zaletą dla dziewczyn ze skórą skłonną do zapychania! Nie zostawia w związku z tym podobno żadnego filmu na skórze ani białych smug.

Oprócz gliceryny w składzie powyżej pogrubiłam również wyciąg z kwiatów rumianka (o właściwościach kojących, łagodzących podrażnienia), po którym mamy witaminę E, a następnie wyciąg z oczaru wirginijskiego, który możemy często znaleźć w produktach przeciwtrądzikowych ze względu na jego właściwości przeciwbakteryjne, przeciwzapalne i uszczelniające naczynia krwionośne. Wyciągi z roślin mogą jednak uczulać wrażliwców, tak samo jak znajdujący się na końcu zapach. Zapach oczywiście typowy dla męskich kosmetyków.

UWAGA! Ważne, żeby była to wersja "sensitive", bo wersja "cooling" zawiera na drugim miejscu podrażniający i wysuszający alkohol! Uważnie trzeba patrzeć na skład.

Za granicą (najbardziej chyba w Niemczech) jest na to podobno szał. Tłumaczy to też korzystna cena - ok. 4 euro (w Polsce trochę mniej korzystnie, bo ok. 26 zł w Rossmanie). Najbardziej korzystają te dziewczyny, które mają w domu jakiegoś mężczyznę (który się goli of kors), bo wtedy oboje korzystają :)

Zaciekawione? Macie ochotę spróbować? ;)

niedziela, 19 lipca 2015

Wakacyjny makijaż

Hej hej hej! Koniec z licencjatem, a to oznacza... cóż, a to wcale nie oznacza, że mam nagle masę czasu, z którym nie wiem co zrobić. Eh, życie.

Dziś będzie nie włosowo, a makijażowo - mniej więcej, bo o to właśnie chodzi, że makijażu tu prawie wcale nie ma. Przetestowałam ten zestaw kosmetyków w największe upały i teraz mogę z czystym sumieniem go polecić (albo i nie, jak się za chwilę przekonacie). Akurat zaczyna się kolejna fala upałów, więc myślę, że post może się przydać. Zaczynamy!



Gdy słońce przypieka i musimy wyjść na zewnątrz, nie wolno zapominać o ochronie przeciwsłonecznej! Po porannym myciu twarzy (w moim przypadku tonik liście manuka Ziai spłukany dużą ilością zimnej wody) należy nałożyć od razu krem do twarzy z wysokim filtrem, szczególnie jeśli borykamy się z trądzikiem czy przebarwieniami - bez ochrony UVA i UVB przebarwienia staną się trudniejsze do usunięcia. Podkreślam to ze względu na popularny mit o tym, że opalanie się leczy trądzik. Nie jestem pewna, czy nadal trzyma się on tak mocno jak za moich szkolnych czasów, ale na wszelki wypadek mówię - to mit. Ochrona przeciwsłoneczna to podstawa. Nie będę skupiała się tu na doborze kremu z filtrem, zajrzyjcie na blogi osób bardziej kompetentnych niż ja i dopasujcie go do typu skóry oraz swoich preferencji. Osobiście używam tzw. blokerów, czyli SPF 50+: Neutrogena do twarzy (niedostępna w Polsce) i Iwostin zapobiegający rumieniowi. Napiszę o nich kiedy indziej, teraz przechodzę do makijażu per se.




Osoby borykające się ze świeceniem skóry, tak jak ja, powinny szukać matujących kremów z filtrem. Ja jednak jestem przypadkiem specjalnym i nieważne co zrobię, prędzej czy później (w lato raczej prędzej niż później) świecę się bardziej niż słońce, więc jak tylko filtr się wchłonie, nanoszę pędzlem flat top puder matujący. Ale, ale, zanim użyję pudru, używam jeszcze oczywiście korektora pod oczy. Obecnie jest to ten, który widać na zdjęciu - Maybelline LumiTouch. Nie kryje tak dobrze jak moje cienie potrzebują, ale kiedy jest naprawdę gorąco, jest mi trochę wszystko jedno. Normalnie "neutralizuję" trochę cienie różowym korektorem z Wibo zanim użyję korektora w kolorze skóry, ale kiedy pot ze mnie spływa, chcę mieć na sobie jak najmniej warstw. Kiedy jest naprawdę źle, wyrównuję jeszcze kolor powieki i skóry wokół oczu (szczególnie w kącikach) cieniem do powiek CoverGirl z serii Wet'n'Wild. Jak widać bardzo się kruszy w transporcie, ale nie jest najgorszy. Każdy inny matowy cień w kolorze skóry będzie się nadawał.

Jeśli chodzi o pudry matujące - na zdjęciu widać dwa: Astor Shine Mattitude w odcieniu 002 i Rimmel Stay Matte w odcieniu 011. Ten drugi kupiłam pomyłkowo rok temu w Stanach - był na półce z pudrem w odcieniu "translucent", niestety w domu dopiero okazało się, że to inny odcień i bynajmniej nie półprzezroczysty, dlatego aż do zeszłego tygodnia leżał nieotwarty. Otworzyłam go w końcu dlatego, że trochę się opaliłam i puder Astor widoczny na zdjęciu zrobił się za jasny, a po drugie dlatego, że niestety mnie zapychał. Po zaledwie kilku dniach stosowania pojawiły się u mnie pryszcze, więc go odstawiłam. Potem znowu do niego wróciłam i powitało mnie ponowne pogorszenie stanu skóry, więc winowajcą jest niewątpliwie właśnie ten puder. W dodatku nigdzie na opakowaniu nie ma składu. Natomiast Rimmel Stay Matte radzi sobie świetnie, bo jest niedrogi, matuje na dość długi czas, nie ciasteczkuje (chyba że nałożymy za dużo produktu) i przede wszystkim nie zapycha. Szkoda, że nie ma puszka w opakowaniu, przez co zabieranie go ze sobą kiedy wychodzimy z domu jest trudne lub nawet niemożliwe, zależnie od pojemności torebki i ilości znajdujących się już tam dupereli ;)

Kiedy już nałożę korektor i puder, moje i tak jasne rzęsy robią się jeszcze jaśniejsze. Nie mam ochoty używać czarnej maskary, więc kupiłam bezbarwną odżywkę Pierre Rene (widoczna na pierwszym zdjęciu). Po pociągnięciu nią rzęs stają się one znowu brązowe, a nie białawe. Użycie zalotki jest oczywiście nieodzowne - dzięki temu lepiej je widać. Pokryte odżywką rzęsy są też nieznacznie pogrubione. Na opakowaniu nie ma składu, ale po paru tygodniach używania zauważyłam, że rzęsy stały się trochę dłuższe! Oczywiście nie jest to jedno z tych super drogich serów do rzęs, ale uważam, że warto, bo taką odżywką nie tylko poprawiamy wygląd przyprószonych pudrem włosków, ale też faktycznie robimy dla nich coś dobrego. Można nią też pociągnąć brwi.


Teraz usta: balsam Carmex Jasmine Green Tea z filtrem SPF 15 wydaje się idealnym wyborem na lato, bo dodatkowo zapewnia uczucie delikatnego chłodzenia, jak to Carmex. Jednak ja za nim nie przepadam, bo okrągły aplikator wcale nie jest łatwy w użyciu i zawsze trochę go "posmakuję", a jest bardzo niesmaczny (gorzkawy!), poza tym znika w ekspresowym tempie. Jeśli istnieje jego wersja w sztyfcie, byłaby pewnie idealna.

Pomadka olejowa Omega7 firmy Terry Naturally, czyli jakiejś amerykańskiej firmy krzak, kupiona za 2 albo 3 dolary w dziwnym sklepie z różnymi dziwnymi "produktami naturalnymi" (krem na menopauzę? ale co on robi? powoduje menopauzę? przywraca miesiączkę? łagodzi objawy menopauzy? nie wiemy, bo to po prostu megadrogi, cudowny "krem na menopauzę" xD). Nie wierzyłam w niego, ale jest naprawdę świetny - najlepszy jaki miałam. Lepszy niż Eosy! Wydaje mi się, że pomadka Oeparolu to coś w tym stylu.

I wreszcie kosmetyk kolorowy: balsam do ust w kredce Catrice. Oczywiście napisy całkowicie się wytarły, ale to chyba Catrice Pure Shine Colour Lip Balm w kolorze 030 (Don't Think Just Pink). Nie jestem pewna, bo dosyć dawno to kupowałam i nie zwracałam uwagi na nazwy kolorów, tylko wzięłam co mi się podobało w drogerii ;)
W każdym razie to wyjątkowo łatwa w aplikacji kredka, kolor jest subtelny, w świetle naturalnym prawie taki sam jak mój naturalny kolor ust, a jednak daje poczucie zadbania i wyglądam dzięki temu na bardziej ogarniętą ;)



I to tyle. Minimalizm to według mnie jedyne słuszne wyjście podczas upałów.

A jak wygląda Wasz letni makijaż na sytuacje ekstremalne? Możecie coś polecić? :)

Zobacz również: