poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wkurzyłam się i... czyli o samodzielnym podcinaniu włosów




Wkurzona stanem (beznadziejnym) i gęstością (nieistniejącą) moich końcówek, a także ceną i dostępnością fryzjerów w okresie przedsylwestrowym ("Nowy Rok, nowa ja - zacznę od fryzury!" ehh...), w momencie natchnienia chwyciłam za rossmanowskie nożyczki fryzjerskie i zabrałam się za podcinanie wilgotnych jeszcze po myciu końcówek. Zaczęłam od sposobu, który w myślach ochrzciłam sposobem "na babuszkę", czyli zrobiłam przedziałek na środku głowy, związałam pod brodą i ucięłam ogonek (więcej na ten temat pisze Henri w swoim poście TUTAJ). To załatwiło najdłuższe włosy z tyłu, natomiast te z przodu są o wiele krótsze i ten sposób ich "nie sięga", więc nie przestając operować nożyczkami zabrałam się i za nie. Na tą część niestety nie miałam żadnego magicznego sposobu, tym bardziej, że mają się one płynnie łączyć z długim tyłem. Zrobiłam to więc "sposobem fryzjerskim", czyli - dalej z przedziałkiem na środku - czesałam i brałam między palce małe pasma i ucinałam końcówki, tak jak na tym obrazku mniej więcej:


W ten sposób pozbyłam się około 2 cm. Starałam się, żeby to wszystko w miarę ludzko wyglądało i chyba mi się to udało. Wiadomo, że nie jest tak jak po wizycie u dobrego fryzjera, ale zdecydowałam się na to, bo:
  • prawie nigdy nie noszę rozpuszczonych włosów, a w domu w razie co mogę sobie straszyć, więc nie mam nic do stracenia
  • pozostawione same sobie uszkodzenia i rozdwojenia tylko się pogłębiają, idą w górę włosa, niwecząc wiele miesięcy pracy nad poprawą stanu włosów i większym przyrostem - żadne sera ani maski tego nie naprawią, jedynym rozwiązaniem jest niestety odcięcie uszkodzonej części (także reklama Gliss Kur z panią łamiącą nożyczki na pół ma sens tylko wtedy, gdy nasze włosy nie są jeszcze uszkodzone... swoją drogą, jak ona to robi? :D)
  • co prawda bardzo chciałam zrównać (zapuścić) krótszy przód, czyli to, co kiedyś było grzywką, z dłuższym tyłem, ale przez to, że te partie nie były podcinane od co najmniej roku, były niesamowicie zniszczone i obawiałam się, że właśnie przez ten brak podcinania ciągle się kruszą i nie mogą zrównać się z długością tak szybko jak by mogły.
Po podcięciu od razu zabezpieczyłam końcówki serum Marion z olejkiem kokosowym i tamanu (oraz własnoręcznym dodatkiem 2 kropel oleju z pestek malin), potem poprawiłam jeszcze serum Gliss Kur z olejkami (czerwona pompka).

Efekty - pokazać mogę, ale ostrzegam, że w rzeczywistości wcale nie jest tak nierówno jak to może wyglądać, po prostu nie umiem zmusić moich włosów, by się mnie słuchały - są za lekkie, a nadal suche i zniszczone końcówki wykręcają się w różne strony. Na poniższych zdjęciach włosy są jeszcze trochę wilgotne, przez co jeszcze bardziej się nie słuchały. Klikając można powiększyć, ale nie polecam, bo jakość zdjęć jest raczej kiepska:



Widać niestety sterczące krótsze włoski - to te, które kiedyś się ułamały.




Jak włosy już wyschły, zaczęły też lepiej się układać. Nie jest źle :D
Polecam taki sposób, jeśli macie w domu ostre nożyczki oraz zawsze i tak związujecie/upinacie włosy. Końcówki uleczone, pieniądze (i często też nerwy) zaoszczędzone - same plusy :)

Podcinacie same, prosicie kogoś z rodziny czy zawsze idziecie do fryzjera? :)


8 komentarzy:

  1. "prawie nigdy nie noszę rozpuszczonych włosów" -- dlaczego? :)
    Efekt obcięcia naprawdę dobry, no i zaoszczędziłaś na fryzjerze :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby chronić końcówki przed uszkodzeniami mechanicznymi (pasek torby, suwak itd.) i również dlatego, że niebyt dobrze wyglądają rozpuszczone :)
      Super, że uważasz, że jest dobrze mimo tych paskudnych zdjęć xD

      Usuń
  2. czemu nie chodzisz w rozpuszczonych włosach? moim zdaniem są ładne, najnormalniejsze w świecie, nawet nie widać żeby były jakkolwiek zniszczone a te "połamane włosy" to może babyhair? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, powinnam chyba stworzyć wpis "Dlaczego nie chodzę w rozpuszczonych włosach" i tylko wklejać link jak ktoś się pyta, bo powodów jest wiele ;) Po pierwsze, żeby chronić włosy przed uszkodzeniami mechanicznymi (torba, zamek itd), po drugie jest to wygodniejsze, po trzecie moich włosów jest bardzo mało i są cienkie, więc tuż po umyciu wyglądają dobrze, ale jak pochodzę tak ze 2 godziny z niezwiązanymi włosami, natychmiast wszystko się strąkuje, plącze, wygląda jeszcze cieniej i gorzej... Po czwarte, te włosy, które lecą mi wtedy na twarz przetłuszczają się na całej długości od sebum z mojej twarzy (mam bardzo tłustą skórę) i od ciągłego poprawiania/odgarniania. Uff :)
      A moje pierwsze świadomie wyhodowane baby hair nie są jeszcze tak długie. Poza tym przy czesaniu widzę dużo ułamanych włosów, więc stąd moje stwierdzenie, że to niestety "połamańce" :)

      Usuń
  3. ja od lat sama sobie podcinam kudły. fryzjerów nie lubię uciekam od nich aż się kurzy. i też najczęściej chodzę w związanych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Smutne, że ludzie, którzy zostali wyszkoleni w kierunku dbania i obcinania włosów często tak naprawdę radzą sobie gorzej od nas, domorosłych włosomaniaczek, ale cóż ;)

      Usuń
  4. Ja chodzę do fryzjera 4 razy w roku na podcinanie :) Z początkiem każdej pory roku :) Sama sobie chyba bym nie obcięła równo ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da się równo samemu podciąć, ale tylko stosując te "magiczne sposoby" ze związywaniem, no i za pierwszym razem może jednak nie być idealnie ;) Ale rozumiem, że znasz jakiegoś dobrego fryzjera? :)

      Usuń

Zobacz również: