środa, 11 listopada 2015

Aktualizacja!

Dawno mnie tu nie było! Zaniedbuję tego bloga tak samo jak mojego drugiego, jedzeniowego, a to dlatego, że zaczęłam pracować na cały etat! Praca - spoko, ale angażuje człowieka na 8 godzin dziennie (do czego nie jestem przyzwyczajona :P), co - plus prawie codzienne treningi po pracy - nie zostawia wiele czasu na pisanie bloga. A nawet gdy mam czas, to jestem zbyt wyssana z energii, żeby mieć jeszcze jakąś wenę. Lub muszę ten czas poświęcić na porządki w mieszkaniu po całym tygodniu maksymalnego zaniedbania albo gotowanie posiłków na następny tydzień pracy. Hmm, w sumie brzmi to gorzej niż wygląda w rzeczywistości, naprawdę :P

A więc za pierwszą wypłatę poszłam do fryzjera! :D Oczywiście nie żeby zaszaleć, tylko żeby podciąć końcówki. Co dla samopodcinającej się włosomaniaczki może stanowić odrobinę szaleństwa :P Salon fryzjerski, w którym zwykle podcinałam końcówki za 15 zł - co jak na Warszawę jest niespotykaną taniochą! - został przekształcony w jakiś salon piękna, w którym jest tylko już "stylista fryzur", czy jakoś tak. Więc poszłam gdzie indziej. W tym samym budynku znajduje się malutki salonik fryzjerski, ale taki z prawdziwego zdarzenia. Za podcięcie końcówek bez mycia chcieli 25 zł, więc się zgodziłam - wg moich doświadczeń zwykle chcą co najmniej 40 zł.

Pani fryzjerka nie miała litości dla moich włosów. Czesała je gęstym grzebieniem, a kiedy napotykała na jakiś splątany fragment, to szarpała, aż rozczesała. Bolesna była to strategia, a moje włosy ostatnio bardzo się plączą, więc możecie sobie wyobrazić stopień mojego zadowolenia z przebiegu całego procesu... Końcówki podcięła na szczęście tak jak chciałam. Co do ostrości i jakości użytych przez nią nożyczek nie jestem pewna, ale przynajmniej centymetrów ubyło tyle, ile miało ubyć... Czyli jakieś 3. Oto efekty:





Pasek w talii jest oczywiście do celów pomiarowych, nie modowych. Chociaż z tyłu nie wygląda to najgorzej :D

Włosy mają być podcięte w kształt litery U. Jak widać, ciężko zapanować mi nad końcówkami. Wyglądają lepiej niż w poprzedniej aktualizacji, ale to dlatego, że wtedy zostały wyczesane grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami, a tutaj - tą ślicznotką:


 Uwielbiam <3 Kocham rzeczy piękne, a ostatnio ciągnie mnie do złota. W pracy już dwie koleżanki pytały się mnie o tę szczotkę, kiedy czesałam sobie nią włosy. Jedna z nich powiedziała, że jej koleżanka twierdzi, iż odkąd kupiła Tangle Teezer, nie jest w stanie wyobrazić sobie czesania się czymkolwiek innym! Poniekąd ją rozumiem ;)

Jeśli chodzi o przyrost, to ostatnio coś wolno rosną mi włosy. Częściowo to pewnie wina pory roku. Żywieniowo raczej na pewno wszystko jest okej - odstawiłam całkowicie gluten i nabiał, plus co najmniej jeden posiłek dziennie jest paleo, a więc jem prawie same wartościowe rzeczy (nie zapycham się ciastkami, chlebem, makaronem itd.). Rozważam suplementację np. Calcium Pantotenicum, ale to od grudnia. Póki co kilka razy w tygodniu wcieram w skórę głowy olej łopianowy z papryką na całą noc, czasem Jantar na cały dzień lub trochę soku z cytryny na skalp. Grunt to systematyczność, a to ostatnio trochę u mnie szwankuje. Ale tylko trochę.

A jak tam Wasza walka o centymetry? :)  


2 komentarze:

Zobacz również: