wtorek, 11 sierpnia 2015

5 kremów z filtrem - jak się sprawdziły?



Od zeszłego roku świadomie przetestowałam łącznie 5 kremów z filtrem, widocznych na zdjęciu. W połowie wakacji (albo może i pod koniec dla niektórych) taki post może być średnio przydatny, ale może komuś kończy się właśnie krem z filtrem i szuka inspiracji do kupienia nowego... Tak czy siak, zapraszam, jeśli chcecie się dowiedzieć, jak spisały się podane kremy z filtrem.

Będę je oceniała pod kątem wykończenia (matowe/świecące), zapychania, bielenia i komfortu użytkowania oraz oczywiście czy obietnice z opakowania są spełnione. 
A, i czytając moje recenzje weźcie proszę pod uwagę, że moja skóra twarzy jest tłusta, skłonna do zapychania. 
Kolejna uwaga: nie testowałam pod kątem wodoodporności.

1. Garnier Hydra Adapt, Ochronny krem-eliksir, SPF 20. Cała linia Hydra Adapt wywołuje u większości osób mieszane uczucia. Używałam wersji zielonej, do skóry tłustej, więc na wiosnę i wczesne lato postanowiłam kupić sobie wersję z filtrem, w końcu co złego może się stać? Niestety może. A poza tym, to czy te kremy są jeszcze w ogóle w sprzedaży? Nie zwróciłam uwagi.


  • Wykończenie: skóra tuż po wklepaniu kremu odrobinę się błyszczy, a efekt ten nasila się z biegiem czasu. 
  • Zapychanie: nie mogę używać go do twarzy, bo po ok. tygodniu użytkowania stan mojej cery pogarsza się. Nie powiem wprost, że zapycha - być może moja twarz po prostu nie lubi tak ciężkich formuł, nawet jeżeli krem nie ma żadnych zapychających składników?
  • Bielenie: nie bieli.
  • Komfort użytkowania: nie jest to najlżejszy krem do twarzy, ale mogło być gorzej. Twarz po nałożeniu cały czas trochę się lepi.
  • Obietnice: krem ma zapewniać stały poziom nawilżenia - prawda, i to aż za bardzo. Nietłusta konsystencja - moim zdaniem nieprawda, czuje się to jeszcze bardziej nakładając kosmetyk na inne części ciała niż twarz.
  • Dodatkowe uwagi: zużyłam na nogi, bo one i tak nigdy się nie opalają choćbym nie wiem co robiła, więc mogę nałożyć na nie tak słaby filtr, żeby zapewnić im jakąś tam ochronę. Jak wspomniałam wcześniej, nakładając krem na nogi czuje się tą tłustawą konsystencję, ale na nogach bardziej się wchłania po jakimś czasie (też nie od razu i nie w 100%).
  • Czy kupię ponownie: NIE.

2.  Soraya, Balsam wodoodporny do opalania, SPF 30. Te kremy możemy znaleźć właściwie wszędzie, nawet w Lidlu, dlatego go kupiłam z zamiarem zużycia na ramiona, plecy i dekolt.


  • Wykończenie: skóra błyszczy się tak samo tuż po aplikacji, jak i pod koniec dnia. 
  • Zapychanie: używałam na dekolt i plecy, które potrafią się czasami zapchać od niewłaściwych kosmetyków, ale tutaj nie zauważyłam niczego takiego.
  • Bielenie: bieli, ale po minucie dobrego wcierania (i kolejnych 2 minutach czekania) całkowicie się wchłania.
  •  Komfort użytkowania: ŻADEN. Strasznie się lepi! Skóra cały czas pokryta jest śluzem, do którego przykleja się każdy kurz i brud, nawet pod koniec dnia. Ładnie to wygląda na zdjęciach, ale na tym zalety się kończą. W dodatku krem jest biały, ale lekko żółtawy i jeśli nie uważamy podczas aplikacji (a nie uważamy, a jakże), lekko barwi białe ubrania na żółto.
  •  Obietnice: "doskonała ochrona" - nie do końca, bo ramiona bardzo grubo nim posmarowane opaliły się za szybko i za mocno jak na filtr UVA/UVB o faktorze 30 SPF. Nawilżanie i ochrona przed przesuszeniem - tłusta warstwa, którą krem zostawia na skórze faktycznie nie pozwala na żadne wysuszenie, ale jakim kosztem... Łagodzenie podrażnień i wygładzanie - nie wiem, moja skóra w tych rejonach nie jest podrażniona i nie wymaga wygładzenia. Lekka konsystencja, nie klei się, nie tłuści - kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo.
  • Dodatkowe uwagi: to już moje drugie opakowanie tego samego kremu. Dlaczego? Bo kiedy kupiłam go po raz pierwszy, nie nakładałam wystarczającej ilości kremu i rzadko go używałam, a poza tym rzadko wychodziłam na intensywne słońce, więc te wady nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. Aż do teraz. Producent zaleca jeszcze używanie go na twarz, ale ja w życiu się nie odważyłam!
  • Czy kupię ponownie: NIE.

3.  Iwostin, Solecrin Capillin, krem ochronny do twarzy, SPF 50+. Mój najnowszy nabytek z SuperPharm.


  • Wykończenie: na pewno bardzo daleko mu do matowego, które obiecuje producent! W miarę upływu czasu skóra świeci się bardziej i bardziej, aż w końcu nawet po zachodzie słońca jest jasno jak w dzień, bo nasza twarz genialnie spisuje się w roli gwiazdy. Nawet przypudrowanie pudrem matującym na niewiele się zdaje, bo tłuścioch przebija się spod wszystkiego. Jakimś rozwiązaniem jest użycie bibułek matujących (po 20 min. od aplikacji, kiedy filtry zwiążą się już ze skórą i zaczną de facto działać), ale wiecie ile tych bibułek muszę zużyć? 10. Serio. Nie opłaca się.
  • Zapychanie: po ok. 5 dniach codziennego użytkowania zauważyłam objawy niewielkiego zapychania, więc musiałam go odstawić. Teraz stosuję go na zmianę z Neutrogeną. Tak samo jak w przypadku Garnier Hydra Adapt, moja skóra nie wytrzymuje tak ciężkiej formuły, szczególnie w lato.
  • Bielenie: bieli, ale po paru minutach prawie całkowicie się wchłania.
  • Komfort użytkowania: ŻADEN, tak samo jak Soraya niesamowicie się lepi! Twarz po nim niesamowicie się błyszczy, mimo że ma być matowa. Z biegiem czasu ten efekt tylko się wzmaga. Uczucie tak ogromnej tłustości na twarzy z pewnością nie jest komfortowe. 
  • Obietnice: jest ich mnóstwo i to przez nie skusiłam się na ten krem! Zaczynamy: hamowanie powstawania rumienia, zmniejszanie nadwrażliwości skóry: moja skóra ma duże skłonności do rumienienia się, i to nie w ten uroczy sposób, tylko w taki, że ludzie patrzą się na mnie, zastanawiając się, czy wezwać karetkę. Niestety nie miałam możliwości do końca przekonać się, czy ten krem pomaga temu zapobiec, bo nie używam go codziennie, ale potwierdzam, że samo nałożenie go nie powoduje rumienia, co już liczę na plus. Regularnie stosowany może faktycznie spełnić swoją rolę. Po drugie, krem ma mnóstwo filtrów, zarówno chemicznych jak i mineralny (dwutlenek tytanu), więc obietnica jest taka, że ma prawie całkowicie blokować możliwość opalenia twarzy i tu jest też na plus. Obietnica matowego wykończenia to, jak napisałam wcześniej, wierutne kłamstwo, to samo z szybkim wchłanianiem się (ten krem nigdy się nie wchłania! Na twarzy cały czas pozostaje tłusta warstewka).
  • Dodatkowe uwagi: brak parabenów i innych niebezpiecznych składników.
  • Czy kupię ponownie: niestety NIE, gdyby tylko nie to świecenie...



4. Neutrogena Clear Face, Break-out free Liquid Lotion Sunscreen, SPF 55. Pisałam o nim już w tym wpisie więc tutaj będę się raczej streszczać. Kupiłam go w amerykańskiej drogerii, bo w Polsce mamy właściwie tylko kosmetyki nawilżające z serii "Neutrogena formuła norweska", a to wbrew pozorom nie jedyne, co ta marka ma do zaoferowania.


  • Wykończenie: matowe, wchłania się nie pozostawiając żadnej warstwy.
  • Zapychanie: nie.
  • Bielenie: nie.
  • Komfort użytkowania: duży, dzięki braku tłustej warstwy. Nadaje się pod makijaż. Niestety czasami, kiedy skóra jest nieco podrażniona, występuje uczucie pieczenia podczas nakładania i krótko po nałożeniu.
  • Obietnice: właściwie tylko taka, że nie zapycha i chroni przed negatywnymi skutkami promieni słonecznych. Prawda i prawda, chociaż trzeba nałożyć dużo tego kremu, by zapewnić sobie odpowiednią ochronę, ale można robić to warstwami, bo każda z nich doskonale się wchłania.
  • Dodatkowe uwagi: zawiera filtr o nazwie oxybenzone w stężeniu 4,5%, którego bezpieczeństwo jest dyskusyjne, chociaż większość niezależnych badań wskazuje, że wieloletnie użytkowanie kremów z zawartością oxybenzone nawet do 10% nie prowadzi do absorpcji na poziomie powodującym zachwianie równowagi hormonalnej, co stanowiłoby ryzyko nowotworów. Dozwolona maksymalna dawka w Unii Europejskiej to 10%, w USA 6%, a tutaj mamy 4,5%, więc chyba nie ma się czego obawiać?... Mimo wszystko wolałabym, żeby go nie było; mógłby zostać zastąpiony przez jakiś filtr mineralny.
  • Czy kupię ponownie: TAK.

5. Dax Sun, Wysoko wodoodporny krem ochronny do twarzy na słońce, z olejem arganowym, SPF 50+. Kiedy tylko widzę coś, co na opakowaniu chwali się brakiem parabenów czy zawartością oleju arganowego, wzdycham ciężko. Cokolwiek, by zachęcić klienta. Dodam, że ten krem był najtańszym kremem do twarzy z filtrem 50. Biorąc pod uwagę tę cenę oraz fakt, że producent chwali się zawartością oleju arganowego, pozostaje nam tylko z politowaniem powiedzieć "ta, na pewno", a następnie tak czy siak włożyć go do koszyka - chyba tylko po to, żeby przekonać się, jak bardzo ten produkt jest beznadziejny.


  • Wykończenie: tłustawe, twarz cały czas się świeci.
  • Zapychanie: tak, i to bardzo! Zawiera parafinę, co prawda dopiero dalej w składzie, ale twarzom skłonnym do zapychania nawet tyle może wystarczyć.
  • Bielenie: nie.
  • Komfort użytkowania: podobnie jak z kremem Iwostin, żaden ze względu na nieprzyjemną konsystencję i uczucie tłustości na twarzy, ale nie jest to tak ciężka tłustość jak w przypadku Iwostin. 
  • Obietnice: nawilżanie - tak, ale gratis dostajemy również zbędne natłuszczanie! Wysoka ochrona: żeby uzyskać maksymalną ochronę, musimy nałożyć tyle kremu, że nie da się potem dotknąć do twarzy. W przeciwnym przypadku - trochę się opalimy, nawet chodząc tylko po mieście (versus opalanie cały dzień na plaży, wtedy na pewno twarz byłaby jeszcze ciemniejsza).
  • Dodatkowe uwagi: olej arganowy na pewno zawiera, ale olej olejowi nierówny. Te oleje w tanich kosmetykach są takiej jakości, że równie dobrze można byłoby w nich użyć oleju do smażenia, który miałby więcej dobroczynnych właściwości niż ten tani, rafinowany, uzyskiwany chemicznie olej arganowy. Zużyłam do dłoni i stóp, bo one chyba najbardziej mi się opalają. Nawet tam krem średnio się spisał. Przez to, że tak się klei, moje stopy w sandałkach czy klapkach bardzo szybko się brudziły, bo w końcu wszystko się łatwo do nich przylepiało. 
  • Czy kupię ponownie: NIE. Czy ten krem jest w ogóle dalej w sprzedaży? Być może jest teraz pod inną nazwą lub wygląda inaczej, ale formuła została pewnie prawie taka sama. 



Jak widać, ciężko mnie zadowolić. Szukam teraz dobrego kremu z filtrem 50, który faktycznie by matowił lub chociaż nie powodował błyszczenia większego niż normalnie, nie zapychał i chronił przed promieniowaniem... Znacie taki? Wiele osób poleca matujący Vichy. Muszę więcej o nim poczytać i prawdopodobnie na niego w ostateczności wyłożyć pieniądze.

A jak idzie Wasza walka ze słońcem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz również: