Te zdjęcia zostały zrobione 2 lipca, kilka dni po podcięciu końcówek (w kształcie bardzo delikatnej litery U) u bardzo miłej fryzjerki chyba z Ukrainy. Nie było nam się łatwo komunikować, ale pani na szczęście doskonale wiedziała, co robi i wszystko było ok :) Cieszę się też, że zapłaciłam za to 10 zł, a nie 40 lub 60, jak w prawie wszystkich innych salonach... No litości, błagam.
Na tym zdjęciu musiałam wetrzeć w końcówki trochę olejku Alterra Pomarańcza i Brzoza, bo zupełnie nie chciały współpracować. Wyczesałam też włosy szczotką z włosia dzika (taką z dodatkiem grubszych włosów syntetycznych).
Teraz aktualizacja z 22 sierpnia, czyli prawie 2 miesiące później:
Wyglądam tu na rudą :D
A z lampą błyskową kolor jest już normalny. Przed zdjęciem również wyczesałam włosy szczotką z dzika, ale nie wcierałam żadnych olejków.
Niestety mój fotograf nie zna tajników fotografowania włosów dla włosomaniaczek i niestety stoję tu trochę bokiem, co nieco utrudnia ocenę przyrostu, ale moim zdaniem widać różnicę, chociaż włosy nie rosną mi ostatnio jak na drożdżach...
Różnicę widać szczególnie w wyglądzie włosów, czego się nie spodziewałam. Odkąd przyjechałam do Ameryki, czyli od lipca, używam zupełnie innych produktów niż w Polsce, mimo że wiele z nich jest tam dostępnych, a niektóre, np. maska Biovax Latte z proteinami mlecznymi przywiozłam ze sobą. Więc od 2 miesięcy moja pielęgnacja włosów wygląda o tak:
- olejowanie: ekologiczny olej kokosowy (jest tu tańszy!); Sesa (zakupioną online) - także na skalp (2-3 razy w tygodniu) i przywieziony z Polski olejek Alterra Pomarańcza i Brzoza
- maska: Biovax Latte z proteinami mlecznymi (około 1-2 razy w tygodniu), sporadycznie: maska z żółtek i oleju sojowego lub kokosowego
- szampony: Johnson&Johnson żółty szampon dla dzieci (z rodzaju No More Tears), rosyjski ekologiczny szampon różany marki krzak, przynajmniej dopóki nie ogarnę cyrylicy (zakupiony online), sporadycznie drogeryjny szampon z SLS i SLES Pantene Pro-V Smooth and Sleek (nie jest zbyt mocny)
- odżywki: Herbal Essences Color Me Happy z ekstraktem z róży, Pantene Pro-V Smooth and Sleek, Finesse All Hair Types z lawendą głównie do mycia, OGX Argan Oil of Morocco - malutkie opakowanie, z jakiegoś powodu myślałam, że to odżywka b/s, ale jest d/s; zawiera alkohol izopropylowy. Odżywka bez spłukiwania, ułatwiająca rozczesywanie: Garnier Fructis Style Sleek & Shine Blow Dry Perfector Straightening Balm (ale długa nazwa!)
I porównanie:
Oj ciężko tu cokolwiek porównać, wiem. Ale ja widzę mały przyrost i na pewno dużą różnicę w wyglądzie włosów.
Będę tu jeszcze ok. 3 tygodnie, potem wracam do Polski i starej pielęgnacji. Na pewno zabiorę ze sobą parę rzeczy stąd, bo naprawdę są fajne. Na pewno napiszę też oddzielny post o moich amerykańskich zakupach włosowych i kosmetycznych, bo jest o czym :)
Sysia! Biovax jest droższy i gorszy od Pilomaxa - polecam! Ale masz piękne teraz włosy, sama chciałabym takie 8D
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o żadnym Pilomaxie, poszukam jak będę w Polszy. Ale ja mojego Biovaxa kupiłam na promocji za 14 zł w Naturze :D I dzięki dzięki, hihihi ^^ Wiesz, jakbyś tak przestała farbować... :P
UsuńJakbym przestała farbować to by było całkiem łatwe xD Ale co ja Ci poradzę na wrodzoną głupotę
Usuń