wtorek, 8 września 2015

Pielęgnacja wyjazdowa i regeneracja powyjazdowa



Wróciłam w zeszłym tygodniu z wycieczki do Hiszpanii (a właściwie to Katalonii), ze zwiedzaniem po drodze Paryża, Monako, Wenecji... Normalnie szał ;) Podczas pobytu w Hiszpanii byliśmy w Lloret de Mar, czyli w osławionym nadmorskim kurorcie. Woda w Morzu Śródziemnym jest o wiele bardziej słona niż woda w Bałtyku! A więc jeszcze bardziej niszczy włosy. Dowodem na słoność - oprócz nieuniknionego testu kubków smakowych - jest to, że pierwszego dnia, idąc po plaży zostałam ochlapana wodą aż po kolana przez wyjątkowo agresywną falę i potem 15 minut drapałam się po łydkach D:

Na wyjazd, kierując się radą z Martusiowego Kuferka, zabrałam olejową maskę Biovax zamiast odżywki, a także serum silikonowe Biovax A+E. Niestety prawie w ogóle nie miałam czasu, aby trzymać maskę na głowie przez co najmniej 20 minut, poza tym włosy nie dostawały wcale protein (o tym jak ważne są dla moich włosów proteiny pisałam tutaj), co w połączeniu z solą morską wpłynęło na nie negatywnie. Próbowałam zaradzić niedoborowi protein poprzez dodawanie jogurtu naturalnego (zakupionego w celu ratowania spalonej skóry pleców...) do maski, w proporcji mniej więcej 2:1 (maska:jogurt). Podziałało świetnie, włosy od razu dostały więcej życia, blasku i elastyczności, mimo tego, że na co dzień stosowałam przecież maskę, która zła nie jest. Nie ułatwiała niestety rozczesywania, dlatego musiałam używać aż 2 pompek serum A+E na mokre włosy, żeby je w ogóle rozdzielić, nawet palcami. Jedna pompka tego serum to naprawdę spora porcja! Na domiar złego na samym początku wyjazdu zgubiłam swoją szczotkę Tangle Teezer. Tak dokładnie to została ona przez KOGOŚ wyrzucona do kosza na śmieci, bo ten ktoś wziął ją za szczotkę dla psa, którą poprzedni goście zostawili w łazience! Uwierzycie? :D Przynajmniej teraz mam wymówkę, żeby kupić tą złotą. Po kupieniu czarnej wersji trochę żałowałam, że nie wzięłam jednak tej złotej, ale nie potrafiłam w żaden sposób usprawiedliwić kupna drugiej takiej samej szczotki, tylko w innym kolorze. Teraz mam nie tyle wymówkę, co prawdziwy powód! ;) W każdym razie zmusiło mnie to do kupna grzebienia w najbliższym supermarkecie. Dużego wyboru nie było; kupiłam taki, który miał najszerzej rozstawione zęby z nich wszystkich, ale jak na moje potrzeby był i tak dosyć gęsty. Czesanie się nim nie było proste i spowodowało ułamanie wielu końcówek, mimo silikonowego serum. Poniżej porównanie tego grzebienia i mojego idealnego grzebienia:




Jeśli chodzi o skalp, myłam go tylko codziennie morelowym szamponem z Alterry i nic więcej z nim nie robiłam, przez co (to plus, pamiętajcie, słona woda) pod koniec wyjazdu zaczął mnie trochę czasami swędzieć. Teraz wróciłam więc do mojej zwykłej pielęgnacji, czyli Jantar po każdym myciu, kiedy włosy są jeszcze mokre (to mój sposób na to, żeby ta wcierka nie przetłuszczała mi włosów!), a wieczorem na całą noc jakiś olej czy inna ciężka kuracja.

Jak regeneruję włosy po wyjeździe?
Najpierw zaczęłam od porządnej dawki nawilżenia, czyli aloesowa maska Natur Vital w wersji sensitive, plus odrobina odżywek Nivea Long Repair i Nivea Intense Repair. Olejowa maska Biovax ma niby jakieś składniki nawilżające, ale to jednak nie to samo. Jako serum do końcówek użyłam jedwabiu Biosilk, czyli kolejna dawka protein. Na noc nie zrobiłam nic - po pierwsze, żeby nie spowodować przeciążenia następnego dnia, a po drugie, żeby zobaczyć, w jakim stanie będą włosy po 24 godzinach. Spałam tak długo, że upłynęło o wiele więcej, niż 24 godziny :D Włosy były trochę suche i nieco sztywne. A więc niedobrze. Wymieszałam więc maskę Kallos Argan (która w większych ilościach potrafi mi przeciążyć włosy, dlatego nie chciałam olejować przed nią włosów, aby nie ryzykować przeciążenia) z odrobiną d-panthenolu, kolagenu i keratyny hydrolizowanej. Zostawiłam to na włosach pod czepkiem itd. na dobre 50 minut. Po spłukaniu włosy tak łatwo się rozczesywały i były tak gładkie, że popsikałam tylko skalp Jantarem i zapomniałam o silikonowym serum! Podejrzewam, że i tak przeciążyłoby mi ono włosy, bo i bez tego były na granicy przeciążenia. Wieczorem na skalp nałożyłam serum Betula Alba Care, a na włosy od ucha w dół - olej łopianowy z 3 kroplami oleju neem (tylko 3 krople, a i tak śmierdzi, że hej!). Od tamtej pory nie mam już czasu, żeby kłaść maski na włosy, więc używam tylko odżywek: Isana Oil Care, Nivea Long Repair i Nivea Intense Repair. Używam serum silikonowego Marion Olejki Orientalne z olejem macadamia i ylang-ylang na włosy od ucha w dół, na skórę głowy Jantar na dzień, a na noc - olejek łopianowy z czerwoną papryką Green Pharmacy, zarówno na włosy, jak i na skalp. Póki co muszę powiedzieć, że olejek łopianowy świetnie działa na moje włosy - o wiele lepiej niż Babydream fur Mama, który mimo moich starań nie spełnia oczekiwań i zużyję go chyba do mieszanki do masażu antycellulitowego z bańkami.


W ogóle to ten post leżał prawie skończony od wielu dni, ale na weekend - zanim ogarnęłam się po tych autokarowych wojażach - pojechałam na wieś, do rodziny. Chyba się tam przeziębiłam, czuję się paskudnie :( A już myślałam, że infekcje się mnie nie imają...

A jak u Was? Jak radzicie sobie z wakacyjnymi zniszczeniami na włosach? Czy udało się ich całkowicie uniknąć?


3 komentarze:

  1. Moje włosy na długości bardzo nie ucierpiały ale skora głowy bardzo się przesuszyła i włosy zaczęły wypadać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje końcówki na wakacjach wyschły na wiór, ale już zapanowałam nad sytuacją :)

    OdpowiedzUsuń

Zobacz również: